Jedne małe, często maleńkie, inne ogromne i ciężkie. Ich dźwięk, wygrywana nimi muzyka jest rozpoznawana przez każdego. Nawet przez tych, którzy nie posiadają słuchu muzycznego, a z wiedzą na temat instrumentów są na bakier. Bo jest coś co towarzyszy człowiekowi w zasadzie od urodzenia aż do śmierci. To dzwonek i jego dźwięk. Sięgam na półkę po kolejną książkę. Tym razem zawartość jej odrobinę nietypowa, choć bogactwem swym może obdzielić wiele innych razem wziętych. Na pewno jest szalenie ,,dźwięczna”, kolorowa i pasjonująca. Posłuchać z niej możemy głosów dzwonków, oraz udać się za ich dźwiękami w niezapomniane podróże Autora, Pana Lecha Jerzego Pileckiego, ogromnego pasjonata, kolekcjonera i podróżnika. Z niesamowitą lekkością zabiera nas w najodleglejsze krańce świata, a wszędzie tam towarzyszy nam dźwięk dzwonków oraz intrygujące historie z nimi związane. ,,Podróże z dzwonkami” to lektura dla każdego. Interesującego się podróżami, historią, fotografią, kulturą. A wszystko to przyprawione humorem, wiedzą, spostrzegawczością i mnóstwem ciekawostek, przygód, wydarzeń, oraz osobistych refleksji. Autor posiada największy zbiór dzwonków na świecie, liczący dziś już ponad sześć tysięcy eksponatów, zwiedził ponad 140 krajów. Pozwolę sobie przytoczyć kilka zdań ze wstępu powyższej książki: ,,Na regałach mojego zbioru stoją dzwonki i dzwony wykonane z mosiądzu, brązu, miedzi, żeliwa, stali, srebra, złota, drewna, porcelany, fajansu, szkła, kryształu, terakoty i ciasta chlebowego. Jednym słowem ze wszystkich możliwych materiałów, z których można zrobić dzwonki wydające dźwięki. Zróżnicowana ich forma bardzo często określa ich zastosowanie. Są więc dzwonki używane do celów religijnych, rytualnych, dzwonki biurowe i hotelowe, kolejowe, strażackie, okrętowe, a także przeznaczone dla zwierząt domowych. Istnieją też takie, które są wykorzystywane jako instrumenty muzyczne albo dzwonki figuralne pokazujące historię stroju kobiet i mężczyzn minionych epok i kultur”. W dzisiejszych czasach, w codziennym gwarze, ulicznym hałasie najczęściej nie zwracamy uwagi na różnorakie dźwięki, które nas otaczają, dotykają… w tym i odgłos dzwonów jakby ginął przykryty innym brzmieniem, innym tonem. Może w mniejszych aglomeracjach, wioskach, osiedlach, dźwięk dzwonów jest mocniej zauważany i rozpoznawany. W nieodległych przecież jeszcze czasach, dzwony i ich dźwięk odgrywały ważne znaczenie i miały ustalone miejsca. W naszym kraju, przez dziesiątki lat, popularne były małe dzwonki loretańskie. Często na równi traktowane obok ziół, święconej wody, gromnicy. Gdy zbliżała się burza, domownik z dzwonkiem obiegał zabudowania by nie uderzył piorun, a wiatr nie dokonał zniszczeń. W południowej Polsce, wierzono, że klęski burz i gradu sprowadzają postacie z wierzeń słowiańskich, demoniczne istoty uosabiające zjawiska atmosferyczne – chmurnicy, obłoczniki. Przez lata dowodzono, że panicznie boją się głosu dzwonów, że ich dźwięk wyznacza święty krąg, którego bały się przekroczyć złe moce. Nieliczne już, ale w dalszym ciągu spotykane są ,,dzwonki konających”. Rozlegające się w przeszłości w momencie czyjejś śmierci lub w przypadku, kiedy ktoś długo zmagał się z przejściem do wiecznej krainy. Na głos dzwonka przechodnie odmawiali modlitwę Anioł Pański, prosząc o szybką śmierć dla umierającego. Dźwięk dzwonów kościelnych był znakiem rozpoczęcia określonych uroczystości lub innych zdarzeń. Dzwony informowały o zbliżających się nawałnicach, ostrzegały przed pożarem, rozpoczynały obrzędy pogrzebowe. Niemiecki poeta Friedrich Schiller swój wiersz ,,Pieśń o dzwonie” zaczyna takimi słowami: ,,Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango” co znaczy: ,,Żywych wzywam, zmarłych opłakuję, pioruny łamię”. W tych krótkich zwrotach zawarta została cała tajemnica ukryta w dźwięku dzwonu. W podróży za ich brzmieniem zapraszam na kilka chwil do mojego rodzinnego Tarnowa, przywołując słowa Jana Bielatowicza w opowiadaniu pt. ,,Książeczka”, który o swoim ukochanym mieście pisał takie słowa: ,,Zejdźmy z ruin zamku tarnowskiego i z kopca dum historycznych, aby się zbliżyć do żywego miasta. Jeśli właśnie z gwizdem nie pędzi na Lwów pociąg, z Zabłocia da się zapewne słyszeć sygnaturka znad bramy cmentarnej, niemal nieprzerwanie od rana do wieczora krzycząca dyszkantem i rwąca się niecierpliwie z wieży ku miastu: ,,Pójdź do mnie! Pójdź do mnie! Pójdź do mnie!” Dzwony tarnowskie nie zachwalały targów na cytryny i pomarańcze, kotły i patelnie, nie wypominały sobie też nawzajem groszaków i srebrników. Dęły natomiast z powodu swego wieku oraz rodzaju i masy ludzi, jakich zwoływały. Wielki dzwon katedralny omal nie pękł z dumy, gdy powtarzał do znudzenia: ,,Tu tłum! Tu tłum! Tu tłum!”. Mały dzwonek co rana świergotał na prymarię: ,,Idzie dzień! Idzie dzień!” Misjonarze z dołu odpowiadali katedrze: ,,Ludu huk! Ludu huk!”, a na nieszpory wzywała stamtąd wielotonowa kotłowanina spiżów: ,,Komu tu biję, komu gram? Wam, wam, wam!” Filipini szczycili się czym innym: ,,Wiele dam! Wiele dam!” Zaś Bernardyni przypominali swą starożytność: ,,U tych bram wieki trwam!” Natomiast dzwony drewnianych i staroświeckich kościółków Świętej Trójcy i Matki Boskiej Szkaplerznej po prostu wzywały gorliwie: ,,Czy święto, czy nie, módlcie się! Módlcie się!” Za czym kaplice Urszulanek, Józefitek, Serafitek, Służebniczek, Albertynek, Seminarium Duchownego i Oratorium Szkolnego na swój domowy użytek gadały, jak ptactwo o wiosennym świcie, swoje wiolinowe paciorki. A ponad nimi wszystkimi kapelmistrz nieomylny – zegar katedralny, to na wschód, to na zachód wyciągał batutę małej wskazówki, pilnując rytmu i podawał tony pierwszym głosem w kwadransach, a drugim w godzinach. Oprócz rzemieślniczych i kupieckich zawołań słychać było w mieście turkot fiakrów, dzwonki rowerów, rzadko huk zabłąkanego samochodu, zgrzyt tramwaju i szum wiatru, dmącego w Tarnów zwykle z zachodu. A gdy dzwonek kościelnego oznajmił, że za nim idzie ksiądz z Panem Bogiem, nastawała cisza, i wszyscy, choćby im nawet niesporo było klękać, milkli i obnażali głowy”. Proza Jana Bielatowicza była pogodna, rozpromieniona, pełna humoru, prawdziwie wakacyjna, ale również nie pozbawiona głębszych myśli nad utraconym szczęściem, domem, ziemią rodzinną, młodością, i wreszcie nad człowiekiem… czas wojny, tułaczka, internowanie, ucieczka z kraju… do końca nie pogodzony z losem, który oddalił go od ojczyzny… I znamienne, że zapamiętany odgłos dzwonów lat młodości… Dzwonki na załączonych obrazach to skrawek maleńkiej i mojej kolekcji. To piękności skrywające w sobie niespotykane dźwięki, odmienne głosy… wygrywające swoją, jedyną w swoim rodzaju muzykę… Każdy, nawet najmniejszy, to osobne dzieło sztuki, i każdy posiada swoje własne serce. Spoglądam często na nie, zastanawiam się jaką skrywają historię, w czyich dłoniach wygrywały melodie… jakie reakcje wyzwalały swoim brzmieniem… Bo czyż nie podobnie bywało z dzwonkiem szkolnym, który oznajmiał przerwy ale i zajęcia szkolne, nie zawsze te ulubione i wyczekiwane Dzwonki – małe lub większe… w średniowieczu biły podczas egzekucji, skazańcom wieszano na szyi, biły na trwogę podczas pożarów, głosiły śmierć lub narodziny władców, występowały na szatach dostojników kościelnych i czapkach błaznów, odmierzały czas, uciszały sale parlamentarne lub sądowe, wzywały służbę domową, informowały o różnorakich zajęciach, … dryń, dryń – tramwajowy budził o świcie, rytmicznie rozbrzmiewają janczary w końskich uprzężach, pasterskie słyszalne z daleka na turystycznych szlakach… tak bardzo znane to brzmienia… nawet malutkie rowerowe, które od niedawna przeżywają prawdziwy renesans – w fasonach, kolorach, stylistyce oraz samym dźwięku… bo nic tak nie ostrzega jak dzwonek właśnie, szczególnie kiedy ciemność lub mgła… Na zakończenie powrócę i raz jeszcze przywołam słowa Autora ,,Podróży z dzwonkami”, Pana Lecha Jerzego Pileckiego: ,,Marzę o tym, aby Ci, którzy przeczytają moje krótkie opowieści, doszli do podobnego jak ja wniosku: kto ma kolekcjonerską pasję, ten otrzymał od Boga drugie życie. Ja w tym drugim, kolekcjonerskim, pozazawodowym życiu, ciągle tropiąc dzwonki, poznałem świat nieprzebranego bogactwa dźwięków, kolorów, form, obyczajów, religii i ludzkich kultur. I nadal coś mnie gna…” Kiedy rozbrzmiewa dźwięk dzwonów, nie sposób by przejść obojętnie… tak jak dziś, ,,Na skraju kraju”… w Gdańsku… i całej Ojczyźnie… Bo przecież u człowieka serce nie ze spiżu a kruche jak opłatek wigilijny… Od urodzenia aż do śmierci…
81 views, 3 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Staszów - Impresje: Przez całe dni na warcie stój, Na warcie stój Nic więcej Ze spiżu ci skroili strój, Ze spiżu Czym jest dzwon? Co znaczy dzwon? dzwon po dźwięku rozpoznasz Wyraz dzwon posiada 41 definicji: 1. dzwon-po dźwięku rozpoznasz 2. dzwon-bije na trwogę 3. dzwon-dzwonienie 4. dzwon-dźwięczący kielich ze zdrowym sercem? 5. dzwon-instrument odlany z metalu, pusty w środku, o kształcie kielicha 6. dzwon-instrument z sercem 7. dzwon-kielich, któremu serce wisi 8. dzwon-mówi głosem serca 9. dzwon-zwon, kampany, metalowy instrument perkusyjny 10. dzwon-keson 11. dzwon-bije głośno przy kościele 12. dzwon-Bije na alarm 13. dzwon-Dzieło ludwisarza 14. dzwon-Na nabożeństwo wzywa 15. dzwon-Serce ma metalowe 16. dzwon-Serce po „Kamie” 17. dzwon-Wawelski Zygmunt 18. dzwon-Zderzenie 19. dzwon-Zderzenie się pojazdów 20. dzwon-Zygmunt na Wawelu 21. dzwon-Zygmuntowski – w katedrze na Wawelu 22. dzwon-wyrób ludwisarza 23. dzwon-spiżowy z sercem 24. dzwon-Komu bije 25. dzwon-bijący kielich 26. dzwon-ma serce ze spiżu 27. dzwon-ma zwisające serce 28. dzwon-"Zygmunt" z bijącym sercem 29. dzwon-"Komu bije …", Hemingwaya 30. dzwon-odlany ze spiżu 31. dzwon-spiżowy, z sercem 32. dzwon-potocznie o stłuczce 33. dzwon-element konstrukcyjny różnych urządzeń technicznych 34. dzwon-element zwykle kształtu cylindrycznego, zamknięty od góry, bez dna 35. dzwon-zanurzak, urządzenie odlewnicze w postaci klosza 36. dzwon-robi "bim-bam" 37. dzwon-sygnalizacyjne urządzenie dźwiękowe 38. dzwon-sygnaturka 39. dzwon-dźwięk wydawany przez dzwon 40. dzwon-element konstrukcyjny różnych urządzeń technicznych, zwykle kształtu cylindrycznego, zamknięty od góry, bez dna 41. dzwon-potocznie o stłuczce (niegroźnym wypadku samochodowym) Zobacz wszystkie definicje Zapisz się w historii świata :) dzwon Podaj poprawny adres email * pola obowiązkowe. Twoje imię/nick jako autora wyświetlone będzie przy definicji. Powiedz dzwon: Odmiany: dzwonom, dzwonami, dzwonach, dzwonu, dzwonowi, dzwonem, dzwonie, dzwony, dzwonów, Zobacz synonimy słowa dzwon Zobacz podział na sylaby słowa dzwon Zobacz hasła krzyżówkowe do słowa dzwon Zobacz anagramy i słowa z liter dzwon Cytaty ze słowem dzwon [...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP:[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: „Polska Święta Helena”, Dziennik Polski, 2000-11-14[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Piotr Śliwiński: Dziki kąt, 2007[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Hanna Kostyrko: Klechdy domowe, 1995[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Adrian Czarnota: Uszy pękają!, Tygodnik Rybnicki, 2007-10-02[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Internet Delta Zulu Whiskey Oscar November Zapis słowa dzwon od tyłu nowzd Popularność wyrazu dzwon Inne słowa na literę d dyzunitka , dwukwiatowy , dwudziestoosobowy , dezolować , Długomirowie , depesz , dwurzędny , dwugarmond , dorywczy , dopłata , dezodorantowy , Dysan , daremszczyzna , dynowskość , dystrofizm , drożdżaki , dziwaczniejszy , Dyduchy , dżokejka , Dzbanice , Zobacz wszystkie słowa na literę d. Inne słowa alfabetycznie Miasto ze Spiżu czwartek, 6 października 2022 „Wieża maga” na Kanale Termosa nagranie ma ok. 6 godzin, podzielone na odcinki po ok. godzinie, O książce na temat Lecha Wałęsy z prezesem IPN Januszem Kurtyką rozmawia Andrzej Grajewski. Czym dla Pana jest prawda?– Odpowiem oczywiście jako historyk. Prawda jest to pisanie zgodnie z własnym sumieniem i dostępnymi źródłami, tak aby w sposób jak najbardziej pełny odtworzyć wydarzenia, ludzkie motywacje, a także wszystkie uwarunkowania procesu dziejowego oraz nie wprowadzać do badań elementów, o których wiemy, że nie są zdaniem, książka o Lechu Wałęsie spełnia te kryteria?– Tak, ponieważ jest to ciągle ta sama biografia. Dla mnie jest to przede wszystkim historia walki z własną słabością. W historii bardzo rzadko działają postacie jak spiżowe pomniki. Praktycznie takich postaci w ogóle w historii nie ma. To jest bardzo dramatyczna biografia, która może być symbolem części polskiego losu. Wałęsa w latach 80. był przywódcą Polaków, to nie ulega żadnej wątpliwości, niezależnie od tego, co działo się w pierwszej połowie lat 70. Nie zapomniałem także, że w 1989 r. byłem pełnomocnikiem komitetu wyborczego Lecha Wałęsy, a jego nazwisko i twarz były i pozostaną symbolem tamtego naszego możliwa jest inna interpretacja dokumentów zgromadzonych w książce?– W moim przekonaniu nie. Problem z tymi dokumentami nie polega na tym, jak je można interpretować, ale jaki jest ich stan zachowania. Dokumenty, które książka interpretuje, mają charakter źródeł zawierających prawdy proste. Są to materiały ewidencyjne – dzienniki korespondencyjne, kopia z dziennika rejestracyjnego i oryginalne karty ze Zintegrowanego Systemu Kartotek Operacyjnych, dokumenty o prostym przekazie nie można fałszować po czasie?– Nie ma takich możliwości, gdyż ewidencja była prowadzona na bieżąco, a więc każdego dnia pod kolejnym numerem odnotowywane było każde zainteresowanie aparatu bezpieczeństwa. Następujące później zapisy uniemożliwiały stworzenie zapisu Ale jest to suchy zapis ewidencyjny, który nie przesądza o zawartości danego dokumentu. Informuje jedynie, że powstał on w określonym czasie i został zarejestrowany. Kłopot w tym, że najczęściej w sprawie Wałęsy nie mamy do czynienia z oryginalnymi dokumentami, lecz kserokopiami.– To prawda. Nie zachowały się oryginały najważniejsze, które składały się na teczkę pracy i teczkę pracy tajnego współpracownika. Wiemy jedynie, że takie materiały były, ale zostały wyprowadzone na przełomie lat 1989/1990 r. Były też inne dokumenty, w tym też notatka z rozmowy przeprowadzonej z Wałęsą w grudniu 1970 r., ale zaginęły po wypożyczeniu ich do Kancelarii Prezydenta w latach to więc wyraźnie, że wiedza autorów książki zbudowana jest przede wszystkim na materiale wtórnym, pochodzącym z tzw. teczek obiektowych, a więc spraw rozpracowania na przykład różnych środowisk, zakładów pracy bądź ludzi, do których włączane były materiały pochodzące od tajnych współpracowników, ale wyłącznie z użyciem ich pseudonimów, a nie nazwisk. Chodziło bowiem o ukrycie ich tożsamości przed innymi funkcjonariuszami bezpieki.– Dokładnie tak, ale trzeba jednocześnie dodać, że w materiałach ewidencyjnych, a więc rejestrach i dziennikach zawarta jest informacja identyfikująca nazwisko kryjące się za pseudonimem, który pojawia się w materiałach teczki obiektowej. Łączy bowiem nazwisko z numerem rejestracyjnym i pseudonimem. Istnieją też dwie notatki funkcjonariuszy gdańskiej SB z 1978 r. Jedna z nich jest opisem akt agenturalnych TW ps. „Bolek”. Oficer SB dokonał w niej identyfikacji, pisząc, że akta te dotyczą Lecha Wałęsy. Autentyczność tych dokumentów autorzy wykazali i potwierdzili. Na tej podstawie możemy ustalić, że tajny współpracownik występujący w tych materiałach pod pseudonimem „Bolek” to Lech jego oryginalna karta rejestracyjna także się nie zachowała.– Jeszcze w 1992 r. była zachowana w oryginale. Została usunięta z akt przekazanych prezydentowi Wałęsie w 1992 r. Zachowała się jedynie jej kopia oraz zapisy w ZSKO i kopia z dziennika rejestracyjnego. Oryginał akurat tej strony został wyrwany z dziennika w latach 90. Zachowały się także oryginały maszynopisowych doniesień, które archiwizowano w teczkach sprawy obiektowej krypt. „Jesień 70”. To są źródła wytworzone w latach 70. Z tego okresu zachowały się także źródła o charakterze analitycznym, pisane przez funkcjonariuszy bezpieki, którzy mieli dostęp do oryginalnych materiałów tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. Dla nich fakt współpracy Wałęsy z SB był oczywistością. Podkreślam, że dokumenty te pochodzą z okresu, kiedy Wałęsa nie był ważną postacią w opozycji. Nie było więc żadnych powodów, aby bezpieka miała je fałszować. Po prostu traktowali te materiały jako jedne z wielu dokumentów wytworzonych w pracy operacyjnej w tym czasie. Zachowały się również dokumenty, także o charakterze ewidencyjnym i archiwalnym, dowodzące, że Lech Wałęsa w 1976 r. zerwał tę współpracę, a w 1978 r., kiedy próbowano ją ponownie nawiązać, zdecydowanie Sądu Lustracyjnego nie były to jednak dowody wiarygodne. Podkreślano przede wszystkim ich wtórny charakter. Czy można więc na tej podstawie ostatecznie przesądzić, że Wałęsa był w pierwszej połowie lat 70. tajnym współpracownikiem SB?– W moim przekonaniu można tak stwierdzić. Dodam, że książka, o której rozmawiamy, jest dziełem pracy historyków, a nie studium prawniczym. Ocena historyka, a ocena prawnika, który wydaje wyrok na podstawie odpowiednich przepisów i stosując określone procedury, to są często dwie całkiem różne historycy piszą „on był agentem”, a nie „wszystko wskazuje, że nim był”.– Na podstawie zgromadzonych dokumentów i bardzo rzetelnej ich analizy mają prawo tak twierdzić. Jednocześnie chciałem podkreślić, że w tej książce są także omawiane dokumenty z lat 80., z których wynika, że SB podjęła wówczas próbę stworzenia fikcyjnych dokumentów po to, aby przeszkodzić Lechowi Wałęsie w otrzymaniu Pokojowej Nagrody Nobla. Istotą tego planu fałszowania dokumentów było wykazanie fikcyjnego przedłużenia współpracy Wałęsy o kolejne kilka lat. Jednak nawet sporządzając takie plany fałszowania dokumentacji, dla bezpieki było oczywiste, że kiedyś ta współpraca rzeczywiście miała miejsce, a celem prowokacji i fałszerstwa było wykazanie, że ona trwała nadal. W tym miejscu trzeba jasno i kategorycznie powiedzieć, że na początku lat 80. Lech Wałęsa był autentycznym, suwerennym liderem wielkiego ruchu „Solidarności”. To nie powinno dla nikogo ulegać najmniejszej wątpliwości. Także w Sierpniu 80 r. jako przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej był człowiekiem absolutnie wolnym i niezależnym. To także nie ulega wątpliwości. Jednocześnie w książce omówiona jest trzecia grupa dokumentów, wytworzonych przez Urząd Ochrony Państwa, kiedy te dokumenty wcześniejsze ponownie znalazły się w centrum uwagi służb i polityków, i zostały ściągnięte z Gdańska do Warszawy. Także dla oficerów UOP nie ulegało wątpliwości, jakiego rodzaju jest to niektórzy historycy, jak np. prof. Andrzej Paczkowski, także wybitny znawca akt bezpieki, twierdzą, że w sytuacji, gdy mamy do czynienia z samymi kopiami, nie są w stanie ustalić, które z dokumentów wytworzonych w tej sprawie przez SB są fałszywe, a które nie.– Na tym polega różnica między historykiem, nawet wybitnym, który korzysta z archiwaliów głównie po to, aby odtworzyć dzieje jakiejś grupy konspiracyjnej, czy struktury, od historyka, który ma także unikatowe umiejętności właściwe archiwiście, niezwykle wnikliwej krytyki źródeł. To pozwala na sprawdzenie, czy jakieś zapiski bądź gryfy znajdujące się na dokumencie są autentyczne, wykazanie, z jaką komórką bezpieki należy je łączyć. Potrafią także odtworzyć obieg dokumentacji na podstawie rozmaitych adnotacji, na które historyk najczęściej w ogóle nie zwraca uwagi, skupiając się na zasadniczej informacji zawartej w danym tej podstawie twierdzą, że dokument z 1971 roku, w którym napisano, że Wałęsy nie udało się zwerbować, nie jest autentyczny i został podrzucony do tej dokumentacji w latach 90.– Tak, ponieważ nie spełnia on wszystkich zewnętrznych cech dokumentu, za który pragnie uchodzić. Są również zasadnicze wątpliwości co do jego treści. Zewnętrzna krytyka tego dokumentu prowadzi więc do wniosku, że nie jest on autentyczny. Przeczytałem uważnie ten wywód i muszę powiedzieć, że mnie on zachowały się jakieś oryginalne dokumenty w sprawie Lecha Wałęsy?– Tak, dokumenty, których nie znał Sąd Lustracyjny. Są to fragmenty jednego z także niepisany ręką Wałęsy.– To prawda przez oficera, który je relacjonuje. Ale są to dokumenty oryginalne, które kierowano w formie kolejnych egzemplarzy do spraw operacyjnych Wałęsa wyraża żal, że autorzy książki nie próbowali z nim rozmawiać.– To nie jest prawda. We wrześniu ub. roku został wysłany list do Pana Prezydenta z prośbą o spotkanie na temat przygotowywanej książki. Nigdy nie otrzymali rolę w tej dokumentacji odgrywają mikrofilmy?– To są tzw. mikrofilmy Jerzego Frączkowskiego, byłego funkcjonariusza SB w Gdańsku, szefa Inspektoratu II, bardzo ważnej komórki bezpieki, której celem była inwigilacja elity opozycji. Frączkowski, odchodząc ze służby, zabrał szereg mikrofilmów z materiałami dotyczącymi nie tylko Lecha Wałęsy, ale także innych przywódców opozycji w Trójmieście. Frączkowski powiedział kilku osobom o tym, że ma te materiały i Urząd Ochrony Państwa dokonał u niego rewizji. Oficjalnym powodem była informacja, jakoby Frączkowski brał udział w nielegalnym handlu materiałami rozszczepialnymi. W trakcie rewizji w marcu 1993 r. mikrofilmy zostały odnalezione i natychmiast przekazane do centrali UOP, a stamtąd trafiły do prezydenta Wałęsy. Dalszy ich los jest nie był kopiowany?– Z różnych informacji wynika, że mikrofilmy, na które składało się ponad 2,5 tys. stron dokumentów, mogły być kopiowane. Można więc przypuszczać, że kserokopia tych dokumentów jest nadal w dyspozycji jakiejś więc domniemywać, że istnieją jeszcze jakieś dokumenty na temat Lecha Wałęsy, których autorzy książki nie znali?– Tak. Wiemy, że mikrofilmy były, wiemy kogo dotyczą, że zawierały ponad 2,5 tys. stron. Natomiast nie wiemy, jakie informacje znajdowały się w tych dokumentach. Znane są tylko dwa dokumenty, które skopiowano w UOP, zanim trafiły one do Kancelarii Prezydenta RP. One oczywiście w książce zostały wykorzystane. Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę, że autorzy korzystali ze źródeł z różnego okresu, pochodzących z różnych struktur bezpieki, a także wytworzonych przez prokuraturę i UOP. Co najważniejsze, wymowa tych wszystkich różnorodnych źródeł jest Wałęsy od Sierpnia 80 r. było dla Polaków symbolicznym taranem, którym wspólnie uderzaliśmy w mury totalitarnego systemu, aż do zwycięstwa. To Wałęsa przez wiele lat skupiał polską energię do walki o wolność. Czy teraz mamy powiedzieć, że to wszystko nieprawda, że bezpieka rozwaliła ustrój, którego była głównym stróżem i orężem?– Oczywiście nie, przecież nikt nie twierdzi, że Wałęsa nie był bohaterem naszej takie sugestie.– Absolutnie nieprawdziwe, zarówno wobec Wałęsy, jak i książki o nim, gdyż takiego twierdzenia nikt w niej nie znajdzie. Wymowa tej książki jest taka: pan prezydent Wałęsa miał ów epizod na początku lat 70., później zerwał współpracę, odrzucił w 1978 propozycję ponownego werbunku. Był autentycznym przywódcą w sierpniu 80 r., był autentycznym przywódcą „Solidarności”. Był wówczas niezwykle intensywnie rozpracowywany i zwalczany przez bezpiekę. Był rzeczywistym symbolem polskiego marszu do wolności. Jednocześnie musimy zrozumieć, że historia społeczna Polaków w okresie komunistycznej dyktatury jest dramatyczna. Zdarzały się sytuacje, że ten sam człowiek mógł mieć okres słabości, potrafił z tym zerwać, a później został bohaterem. Oba fragmenty życiorysu pana prezydenta są prawdziwe. Myślę, że w świetle książki Cenckiewicza i Gontarczyka biografia Wałęsy staje się jeszcze bardziej autentyczna. W wersji oficjalnej jest bowiem nierzeczywista i opatrzona wieloma znakami zapytania. Tymczasem chodzi o to, aby wyjaśnić, co jest niejasne, co zafałszowuje debatę publiczną, co jest używane w postaci plotek i insynuacji. Książka oczyszcza debatę publiczną, a także otwiera pole do dalszych badań. Daje szansę do podjęcia dyskusji z ustaleniami jej dla Pana jest Lech Wałęsa?– Jest bohaterem Polaków, symbolem polskiego zwycięstwa nad że podobno zdarzało mu się donosić na kolegów i brać za to pieniądze?– Moim zdaniem tak. Książka panów Cenckiewicza i Gontarczyka powstała w wyniku wieloletniej, gruntownej kwerendy, w której zostały wykorzystane wszystkie aktualnie dostępne dokumenty, które nie mają gryfu tajności. Myślę, że analiza źródłoznawcza tego materiału jest dobrze przeprowadzona. Chciałbym przypomnieć, że obaj historycy należą do ścisłej elity historyków, którzy świetnie orientują się w procedurach źródłoznawczych i mechanizmach funkcjonowania archiwów służb specjalnych. Lyrics, Meaning & Videos: Dekalog Wykolejeńca, My Są 666, Innym Razem, Dożynki 2000, Emo Pieśń, Czternasty Luty, Letnia Miłość, Chodźmy Do Zoo, Janusz Maj Żyje, Jesteś Szalona (Boys Cover Live), Cały Ze Spiżu jestem, Wdech / Wydech, Niepotrzebne krzyżówka - ma serce ze spiżu » ma serce ze spiżu Wyszukiwarka haseł do krzyżówek Określenie Liter Określenie posiada 1 hasło dzwon Ostatnio dodane hasła wieszczący znak rejestr, wykaz staroislandzka opowieść golfowe z dołkami polska nagroda aktorów ... Halama, aktorka, tancerka łąka w górach dodawany do kiszonych ogórków opada na dni naczyń zgraja, szajka ma serce ze spiżu; ten to ma bicie serca; Ostatnio dodane hasła. związany z powstawaniem i życiem płodowym; miód pszczeli w stanie skrystalizowanym; mieszanina barwników i pigmentów używana do malowania; kolorystyczny kierunek w malarstwie francuskim; nalewka piołunowa; śmieć; przemyślność, przytomność, spryt; kolejne plony zeO książce na temat Lecha Wałęsy z prezesem IPN Januszem Kurtyką rozmawia Andrzej Grajewski. fot. Jakub Szymczuk Dr hab. Janusz Kurtyka, historyk, autor wielu publikacji naukowych. Od grudnia 2005 r. prezes IPN, wcze-śniej dyrektor oddziału IPN w Krakowie. Działacz opozycji demokratycznej oraz NSZZ „Solidarność” Czym dla Pana jest prawda? – Odpowiem oczywiście jako historyk. Prawda jest to pisanie zgodnie z własnym sumieniem i dostępnymi źródłami, tak aby w sposób jak najbardziej pełny odtworzyć wydarzenia, ludzkie motywacje, a także wszystkie uwarunkowania procesu dziejowego oraz nie wprowadzać do badań elementów, o których wiemy, że nie są prawdziwe. Pana zdaniem, książka o Lechu Wałęsie spełnia te kryteria? – Moim zdaniem tak. Książka panów Cenckiewicza i Gontarczyka powstała w wyniku wieloletniej, gruntownej kwerendy, w której zostały wykorzystane wszystkie aktualnie dostępne dokumenty, które nie mają gryfu tajności. Myślę, że analiza źródłoznawcza tego materiału jest dobrze przeprowadzona. Chciałbym przypomnieć, że obaj historycy należą do ścisłej elity historyków, którzy świetnie orientują się w procedurach źródłoznawczych i mechanizmach funkcjonowania archiwów służb specjalnych. Czy możliwa jest inna interpretacja dokumentów zgromadzonych w książce? – W moim przekonaniu nie. Problem z tymi dokumentami nie polega na tym, jak je można interpretować, ale jaki jest ich stan zachowania. Dokumenty, które książka interpretuje, mają charakter źródeł zawierających prawdy proste. Są to materiały ewidencyjne – dzienniki korespondencyjne, kopia z dziennika rejestracyjnego i oryginalne karty ze Zintegrowanego Systemu Kartotek Operacyjnych, dokumenty o prostym przekazie informacyjnym. Których nie można fałszować po czasie? – Nie ma takich możliwości, gdyż ewidencja była prowadzona na bieżąco, a więc każdego dnia pod kolejnym numerem odnotowywane było każde zainteresowanie aparatu bezpieczeństwa. Następujące później zapisy uniemożliwiały stworzenie zapisu fikcyjnego. Zgoda. Ale jest to suchy zapis ewidencyjny, który nie przesądza o zawartości danego dokumentu. Informuje jedynie, że powstał on w określonym czasie i został zarejestrowany. Kłopot w tym, że najczęściej w sprawie Wałęsy nie mamy do czynienia z oryginalnymi dokumentami, lecz kserokopiami. – To prawda. Nie zachowały się oryginały najważniejsze, które składały się na teczkę pracy i teczkę pracy tajnego współpracownika. Wiemy jedynie, że takie materiały były, ale zostały wyprowadzone na przełomie lat 1989/1990 r. Były też inne dokumenty, w tym też notatka z rozmowy przeprowadzonej z Wałęsą w grudniu 1970 r., ale zaginęły po wypożyczeniu ich do Kancelarii Prezydenta w latach 90. Powiedzmy to więc wyraźnie, że wiedza autorów książki zbudowana jest przede wszystkim na materiale wtórnym, pochodzącym z tzw. teczek obiektowych, a więc spraw rozpracowania na przykład różnych środowisk, zakładów pracy bądź ludzi, do których włączane były materiały pochodzące od tajnych współpracowników, ale wyłącznie z użyciem ich pseudonimów, a nie nazwisk. Chodziło bowiem o ukrycie ich tożsamości przed innymi funkcjonariuszami bezpieki. – Dokładnie tak, ale trzeba jednocześnie dodać, że w materiałach ewidencyjnych, a więc rejestrach i dziennikach zawarta jest informacja identyfikująca nazwisko kryjące się za pseudonimem, który pojawia się w materiałach teczki obiektowej. Łączy bowiem nazwisko z numerem rejestracyjnym i pseudonimem. Istnieją też dwie notatki funkcjonariuszy gdańskiej SB z 1978 r. Jedna z nich jest opisem akt agenturalnych TW ps. „Bolek”. Oficer SB dokonał w niej identyfikacji, pisząc, że akta te dotyczą Lecha Wałęsy. Autentyczność tych dokumentów autorzy wykazali i potwierdzili. Na tej podstawie możemy ustalić, że tajny współpracownik występujący w tych materiałach pod pseudonimem „Bolek” to Lech Wałęsa. Ale jego oryginalna karta rejestracyjna także się nie zachowała. – Jeszcze w 1992 r. była zachowana w oryginale. Została usunięta z akt przekazanych prezydentowi Wałęsie w 1992 r. Zachowała się jedynie jej kopia oraz zapisy w ZSKO i kopia z dziennika rejestracyjnego. Oryginał akurat tej strony został wyrwany z dziennika w latach 90. Zachowały się także oryginały maszynopisowych doniesień, które archiwizowano w teczkach sprawy obiektowej krypt. „Jesień 70”. To są źródła wytworzone w latach 70. Z tego okresu zachowały się także źródła o charakterze analitycznym, pisane przez funkcjonariuszy bezpieki, którzy mieli dostęp do oryginalnych materiałów tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. Dla nich fakt współpracy Wałęsy z SB był oczywistością. Podkreślam, że dokumenty te pochodzą z okresu, kiedy Wałęsa nie był ważną postacią w opozycji. Nie było więc żadnych powodów, aby bezpieka miała je fałszować. Po prostu traktowali te materiały jako jedne z wielu dokumentów wytworzonych w pracy operacyjnej w tym czasie. Zachowały się również dokumenty, także o charakterze ewidencyjnym i archiwalnym, dowodzące, że Lech Wałęsa w 1976 r. zerwał tę współpracę, a w 1978 r., kiedy próbowano ją ponownie nawiązać, zdecydowanie odmówił. Dla Sądu Lustracyjnego nie były to jednak dowody wiarygodne. Podkreślano przede wszystkim ich wtórny charakter. Czy można więc na tej podstawie ostatecznie przesądzić, że Wałęsa był w pierwszej połowie lat 70. tajnym współpracownikiem SB? – W moim przekonaniu można tak stwierdzić. Dodam, że książka, o której rozmawiamy, jest dziełem pracy historyków, a nie studium prawniczym. Ocena historyka, a ocena prawnika, który wydaje wyrok na podstawie odpowiednich przepisów i stosując określone procedury, to są często dwie całkiem różne rzeczywistości. Jednak historycy piszą „on był agentem”, a nie „wszystko wskazuje, że nim był”. – Na podstawie zgromadzonych dokumentów i bardzo rzetelnej ich analizy mają prawo tak twierdzić. Jednocześnie chciałem podkreślić, że w tej książce są także omawiane dokumenty z lat 80., z których wynika, że SB podjęła wówczas próbę stworzenia fikcyjnych dokumentów po to, aby przeszkodzić Lechowi Wałęsie w otrzymaniu Pokojowej Nagrody Nobla. Istotą tego planu fałszowania dokumentów było wykazanie fikcyjnego przedłużenia współpracy Wałęsy o kolejne kilka lat. Jednak nawet sporządzając takie plany fałszowania dokumentacji, dla bezpieki było oczywiste, że kiedyś ta współpraca rzeczywiście miała miejsce, a celem prowokacji i fałszerstwa było wykazanie, że ona trwała nadal. W tym miejscu trzeba jasno i kategorycznie powiedzieć, że na początku lat 80. Lech Wałęsa był autentycznym, suwerennym liderem wielkiego ruchu „Solidarności”. To nie powinno dla nikogo ulegać najmniejszej wątpliwości. Także w Sierpniu 80 r. jako przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej był człowiekiem absolutnie wolnym i niezależnym. To także nie ulega wątpliwości. Jednocześnie w książce omówiona jest trzecia grupa dokumentów, wytworzonych przez Urząd Ochrony Państwa, kiedy te dokumenty wcześniejsze ponownie znalazły się w centrum uwagi służb i polityków, i zostały ściągnięte z Gdańska do Warszawy. Także dla oficerów UOP nie ulegało wątpliwości, jakiego rodzaju jest to dokumentacja. Jednak niektórzy historycy, jak np. prof. Andrzej Paczkowski, także wybitny znawca akt bezpieki, twierdzą, że w sytuacji, gdy mamy do czynienia z samymi kopiami, nie są w stanie ustalić, które z dokumentów wy-tworzonych w tej sprawie przez SB są fałszywe, a które nie. – Na tym polega różnica między historykiem, nawet wybitnym, który korzysta z archiwaliów głównie po to, aby odtworzyć dzieje jakiejś grupy konspiracyjnej, czy struktury, od historyka, który ma także unikatowe umiejętności właściwe archiwiście, niezwykle wnikliwej krytyki źródeł. To pozwala na sprawdzenie, czy jakieś zapiski bądź gryfy znajdujące się na dokumencie są autentyczne, wykazanie, z jaką komórką bezpieki należy je łączyć. Potrafią także odtworzyć obieg dokumentacji na podstawie rozmaitych adnotacji, na które historyk najczęściej w ogóle nie zwraca uwagi, skupiając się na zasadniczej informacji zawartej w danym dokumencie. Na tej podstawie twierdzą, że dokument z 1971 roku , w którym napisano, że Wałęsy nie udało się zwerbować, nie jest autentyczny i został podrzucony do tej dokumentacji w latach 90. – Tak, ponieważ nie spełnia on wszystkich zewnętrznych cech dokumentu, za który pragnie uchodzić. Są również zasadnicze wątpliwości co do jego treści. Zewnętrzna krytyka tego dokumentu prowadzi więc do wniosku, że nie jest on autentyczny. Przeczytałem uważnie ten wywód i muszę powiedzieć, że mnie on przekonał. Czy zachowały się jakieś oryginalne dokumenty w sprawie Lecha Wałęsy? – Tak, dokumenty, których nie znał Sąd Lustracyjny. Są to fragmenty jednego z donosów. Ale także niepisany ręką Wałęsy. – To prawda przez oficera, który je relacjonuje. Ale są to dokumenty oryginalne, które kierowano w formie kolejnych egzemplarzy do spraw operacyjnych SB. Prezydent Wałęsa wyraża żal, że autorzy książki nie próbowali z nim rozmawiać. – To nie jest prawda. We wrześniu ub. roku został wysłany list do Pana Prezydenta z prośbą o spotkanie na temat przygotowywanej książki. Nigdy nie otrzymali odpowiedzi. Jaką rolę w tej dokumentacji odgrywają mikrofilmy? – To są tzw. mikrofilmy Jerzego Frączkowskiego, byłego funkcjonariusza SB w Gdańsku, szefa Inspektoratu II, bardzo ważnej komórki bezpieki, której celem była inwigilacja elity opozycji. Frączkowski, odchodząc ze służby, zabrał szereg mikrofilmów z materiałami dotyczącymi nie tylko Lecha Wałęsy, ale także innych przywódców opozycji w Trójmieście. Frączkowski powiedział kilku osobom o tym, że ma te materiały i Urząd Ochrony Państwa dokonał u niego rewizji. Oficjalnym powodem była informacja, jakoby Frączkowski brał udział w nielegalnym handlu materiałami rozszczepialnymi. W trakcie rewizji w marcu 1993 r. mikrofilmy zostały odnalezione i natychmiast przekazane do centrali UOP, a stamtąd trafiły do prezydenta Wałęsy. Dalszy ich los jest nieznany. Mikrofilm nie był kopiowany? – Z różnych informacji wynika, że mikrofilmy, na które składało się ponad 2,5 tys. stron dokumentów, mogły być kopiowane. Można więc przypuszczać, że kserokopia tych dokumentów jest nadal w dyspozycji jakiejś grupy. Można więc domniemywać, że istnieją jeszcze jakieś dokumenty na temat Lecha Wałęsy, których autorzy książki nie znali? – Tak. Wiemy, że mikrofilmy były, wiemy kogo dotyczą, że zawierały ponad 2,5 tys. stron. Natomiast nie wiemy, jakie informacje znajdowały się w tych dokumentach. Znane są tylko dwa dokumenty, które skopiowano w UOP, zanim trafiły one do Kancelarii Prezydenta RP. One oczywiście w książce zostały wykorzystane. Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę, że autorzy korzystali ze źródeł z różnego okresu, pochodzących z różnych struktur bezpieki, a także wytworzonych przez prokuraturę i UOP. Co najważniejsze, wymowa tych wszystkich różnorodnych źródeł jest identyczna. Nazwisko Wałęsy od Sierpnia 80 r. było dla Polaków symbolicznym taranem, którym wspólnie uderzaliśmy w mury totalitarnego systemu, aż do zwycięstwa. To Wałęsa przez wiele lat skupiał polską energię do walki o wolność. Czy teraz mamy powiedzieć, że to wszystko nieprawda, że bezpieka rozwaliła ustrój, którego była głównym stróżem i orężem? – Oczywiście nie, przecież nikt nie twierdzi, że Wałęsa nie był bohaterem naszej historii. Są takie sugestie. – Absolutnie nieprawdziwe, zarówno wobec Wałęsy, jak i książki o nim, gdyż takiego twierdzenia nikt w niej nie znajdzie. Wymowa tej książki jest taka: pan prezydent Wałęsa miał ów epizod na początku lat 70., później zerwał współpracę, odrzucił w 1978 propozycję ponownego werbunku. Był autentycznym przywódcą w sierpniu 80 r., był autentycznym przywódcą „Solidarności”. Był wówczas niezwykle intensywnie rozpracowywany i zwalczany przez bezpiekę. Był rzeczywistym symbolem polskiego marszu do wolności. Jednocześnie musimy zrozumieć, że historia społeczna Polaków w okresie komunistycznej dyktatury jest dramatyczna. Zdarzały się sytuacje, że ten sam człowiek mógł mieć okres słabości, potrafił z tym zerwać, a później został bohaterem. Oba fragmenty życiorysu pana prezydenta są prawdziwe. Myślę, że w świetle książki Cenckiewicza i Gontarczyka biografia Wałęsy staje się jeszcze bardziej autentyczna. W wersji oficjalnej jest bowiem nierzeczywista i opatrzona wieloma znakami zapytania. Tymczasem chodzi o to, aby wyjaśnić, co jest niejasne, co zafałszowuje debatę publiczną, co jest używane w postaci plotek i insynuacji. Książka oczyszcza debatę publiczną, a także otwiera pole do dalszych badań. Daje szansę do podjęcia dyskusji z ustaleniami jej autorów. Kim dla Pana jest Lech Wałęsa? – Jest bohaterem Polaków, symbolem polskiego zwycięstwa nad komunizmem. Pomimo że podobno zdarzało mu się donosić na kolegów i brać za to pieniądze? – Tak, ponieważ jest to ciągle ta sama biografia. Dla mnie jest to przede wszystkim historia walki z własną słabością. W historii bardzo rzadko działają postacie jak spiżowe pomniki. Praktycznie takich postaci w ogóle w historii nie ma. To jest bardzo dramatyczna biografia, która może być symbolem części polskiego losu. Wałęsa w latach 80. był przywódcą Polaków, to nie ulega żadnej wątpliwości, niezależnie od tego, co działo się w pierwszej połowie lat 70. Nie zapomniałem także, że w 1989 r. byłem pełnomocnikiem komitetu wyborczego Lecha Wałęsy, a jego nazwisko i twarz były i pozostaną symbolem tamtego naszego zwycięstwa.
Udało mi się (niestety dopiero jeden raz) w naszej obecnej kampanii otrzymać raport z sesji spisany przez gracza. Lekko poprawiony, zamieszczam go poniżej.
O książce na temat Lecha Wałęsy z prezesem IPN Januszem Kurtyką rozmawia Andrzej Grajewski. Dr hab. Janusz Kurtyka, historyk, autor wielu publikacji naukowych. Od grudnia 2005 r. prezes IPN, wcze-śniej dyrektor oddziału IPN w Krakowie. Działacz opozycji demokratycznej oraz NSZZ „Solidarność” Czym dla Pana jest prawda? – Odpowiem oczywiście jako historyk. Prawda jest to pisanie zgodnie z własnym sumieniem i dostępnymi źródłami, tak aby w sposób jak najbardziej pełny odtworzyć wydarzenia, ludzkie motywacje, a także wszystkie uwarunkowania procesu dziejowego oraz nie wprowadzać do badań elementów, o których wiemy, że nie są prawdziwe. Pana zdaniem, książka o Lechu Wałęsie spełnia te kryteria? – Moim zdaniem tak. Książka panów Cenckiewicza i Gontarczyka powstała w wyniku wieloletniej, gruntownej kwerendy, w której zostały wykorzystane wszystkie aktualnie dostępne dokumenty, które nie mają gryfu tajności. Myślę, że analiza źródłoznawcza tego materiału jest dobrze przeprowadzona. Chciałbym przypomnieć, że obaj historycy należą do ścisłej elity historyków, którzy świetnie orientują się w procedurach źródłoznawczych i mechanizmach funkcjonowania archiwów służb specjalnych. Czy możliwa jest inna interpretacja dokumentów zgromadzonych w książce? – W moim przekonaniu nie. Problem z tymi dokumentami nie polega na tym, jak je można interpretować, ale jaki jest ich stan zachowania. Dokumenty, które książka interpretuje, mają charakter źródeł zawierających prawdy proste. Są to materiały ewidencyjne – dzienniki korespondencyjne, kopia z dziennika rejestracyjnego i oryginalne karty ze Zintegrowanego Systemu Kartotek Operacyjnych, dokumenty o prostym przekazie informacyjnym. Których nie można fałszować po czasie? – Nie ma takich możliwości, gdyż ewidencja była prowadzona na bieżąco, a więc każdego dnia pod kolejnym numerem odnotowywane było każde zainteresowanie aparatu bezpieczeństwa. Następujące później zapisy uniemożliwiały stworzenie zapisu fikcyjnego. Zgoda. Ale jest to suchy zapis ewidencyjny, który nie przesądza o zawartości danego dokumentu. Informuje jedynie, że powstał on w określonym czasie i został zarejestrowany. Kłopot w tym, że najczęściej w sprawie Wałęsy nie mamy do czynienia z oryginalnymi dokumentami, lecz kserokopiami. – To prawda. Nie zachowały się oryginały najważniejsze, które składały się na teczkę pracy i teczkę pracy tajnego współpracownika. Wiemy jedynie, że takie materiały były, ale zostały wyprowadzone na przełomie lat 1989/1990 r. Były też inne dokumenty, w tym też notatka z rozmowy przeprowadzonej z Wałęsą w grudniu 1970 r., ale zaginęły po wypożyczeniu ich do Kancelarii Prezydenta w latach 90. oceń artykuł ceQYK.